Dzisiejsza historia to nie żart. Wydarzyła się naprawdę. Gdzie? W Polsce.
Kwestia tyczy:
- Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Sanitarnego;
- Głównego Inspektora Sanitarnego;
- Decyzji zezwalającej na uruchomienie i stosowanie aparatu rentgenowskiego.
Nie od dziś wiadomo, że sprawa uzyskania pozwolenia zezwalającego na uruchomienie i stosowanie aparatu rentgenowskiego oraz uruchomienie pracowni stosującej aparaty rentgenowskie, to w istocie droga przez mękę.
Nie dość, że procedury się przeciągają, to przepisy wymagają dla aparatów punktowych – gdzie wiązka promieniowania nie zrobiłaby krzywdy mrówce – dokumentacji podobnej do reaktora jądrowego.
Testy odbiorcze, testy specjalistyczne, projekt osłon stałych, kontrola, decyzja – wszystko pochłania czas i pieniądze.
W Krakowie, jak ma się wydeptane ścieżki, to jest szansa, że w dwóch miesiącach – od dnia złożenia wniosku – uda się po prośbie, groźbie i błaganiach uzyskać decyzje.
Nie ma się więc co dziwić, że czasem człowieka może coś trafić, co w połączeniu z lekarskim zabieganiem może dać efekt w postaci trwania postępowania w nieskończoność.
Podobnie też było i w tym przypadku.
Trzeba – bo to jest ważne – pamiętać, że wykonywanie działalności polegającej na uruchamianiu i stosowaniu urządzeń wytwarzających promieniowanie jonizujące oraz na uruchamianiu pracowni, w których mają być stosowane źródła promieniowania jonizującego, w tym pracowni rentgenowskich wymaga zezwolenia (na podstawie ustawy z dnia 29 listopada 2000r. – Prawo atomowe (tekst jednolity Dz. U. z 2012 r., poz. 264).
Moja bohaterka złożyła stosowne wnioski o wydanie decyzji dot. zezwolenia na uruchomienie i stosowanie aparatu rentgenowskiego (wewnątrzustnego) oraz uruchomienie pracowni stosującej aparaty rentgenowskie.
Procedura trwała i trwała…
Urzędnicy Stacji Wojewódzkiej wpadli na pomysł, aby dokonać kontroli p. Stomatolog, czy aby ta na pewno nie używa aparatu rentgenowskiego dla celów diagnostycznych, przed wydaniem stosownych zezwoleń. Wszak aparat musi zostać wcześniej zakupiony, powieszony w odpowiednim miejscu, musi w oparciu o to zostać wykonany projekt osłon stałych, potem pomiary.
Cóż za okazja, aby nie czekać na pozwolenia, tylko pstrykać fotki na prawo i lewo – pomyśleli sobie urzędnicy.
W samej kontroli nie byłoby nic dziwnego – wszak prawem urzędu jest kontrola – gdyby nie jej forma.
Otóż, urzędnicy postanowili skontrolować p. Doktor telefonicznie.
Poważnie, nie kpię z Ciebie, nie dworuję sobie.
Uwierz mi, po prostu zadzwonili z pytaniem, czy w gabinecie jest uruchamiany i stosowany aparat rentgenowski do celów medycznych. Odpowiedź była twierdząca.
Potem jeszcze raz dzielny, niestrudzony i pełen zapału urzędnik zadzwonił do ów gabinetu stomatologicznego z zapytaniem czy gabinet w swojej ofercie świadczy usługi w zakresie stomatologicznej diagnostyki rentgenowskiej. Osoba udzielająca informacji potwierdziła fakt wykonywania zdjęć rentgenowskich wyłącznie pacjentom gabinetu.
Brak mi słów uznania dla tak przebiegłej, wyrafinowanej i sprytnej idei.
Tym samym Wojewódzki Inspektor Sanitarny „w sposób bezsporny” ustalił fakt stosowania i uruchamiania aparatu rentgenowskiego do celów medycznych bez wymaganego zezwolenia.
Konsekwencją powyższego było wymierzenie kary pieniężnej w wysokości 6.500 zł
Wszak, zgodnie z Art. 123 Ustawy Prawo Atomowe – (tekst jednolity z 2007 r. Dz. U. Nr 42 poz. 276 z późn. zm) kierownik jednostki organizacyjnej, który bez wymaganego zezwolenia podejmuje działalność polegającą na stosowaniu źródeł promieniotwórczych podlega karze pieniężnej w wysokości nieprzekraczającej pięciokrotności kwoty przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej w roku kalendarzowym poprzedzającym popełnienie czynu, ogłaszanego przez Prezesa Głównego Urzędu Statystycznego na podstawie art. 20 pkt 1 lit. a ustawy z dnia 17 grudnia 1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (Dz. U. z 2009 r. Nr 153, poz. 1227, z późn. zm.
Od wydanej decyzji zostało oczywiście złożone odwołanie do Głównego Inspektora Sanitarnego. Niestety, również w wyższej instancji nie dostrzeżono „pewnych nieprawidłowości” w pozyskiwaniu materiału mającego udowodnić fakt stosowania aparatu. W całości poparto stanowisko Stacji Wojewódzkiej. Nikt nawet przez chwilę się nie zawahał i nie przemyślał, że może telefonicznie zebrany materiał dowodowy, to jednak nie jest najlepszy sposób jego pozyskania, że się nie broni itd.
Nie. Brak trzeźwości umysłu w stopniu totalnym.
Na szczęście Wojewódzki Sąd Administracyjny, w tym sędziowie składu orzekającego, nie dali się nabrać na sztuczki urzędników.
Wniesiona skarga w całości uchyliła decyzje obu organów, zniosła koszty grzywny i zakończyła sprawę.
Sąd przytomnie stwierdził, że organy nie przedstawiły żadnego dowodu na okoliczność przeprowadzonych rozmów telefonicznych, potwierdzających fakt stosowania i uruchamiania aparatu rentgenowskiego do celów medycznych.
Nie wskazano kto i pod jaki numer telefonu dzwonił oraz kto i jakich informacji udzielał.
Sąd w całości uznał trafny zarzut braku przeprowadzenia przez organy kontroli sanitarnej w trakcie której można było stwierdzić czy rzeczywiście aparat rentgenowski jest wykorzystywany do wykonywania zdjęć.
W trakcie kontroli byłaby możliwość przedstawienia kart pacjentów, w których znajdują się zamieszczone w sposób nieusuwalny informacje o dacie i miejscu wykonania zdjęcia.
Sąd również potwierdził, iż składane oświadczenia telefonicznie nie mogą stanowić dowodu w sprawie i świadczyć o prawdziwości istotnych dla niej okoliczności – czytaj tylko kontrola podmiotu na miejscu może zapewnić taki materiał.
Jaki z tego morał?
Sanepid zawsze dzwoni dwa razy.
I śmiesznie i strasznie.
Do usłyszenia.
Z opisanego stanu faktycznego nie wynika żeby to była kontrola – oczywiście w rozumieniu ustawy o swobodzie działalności gospodarczej a także w rozumieniu przepisów szczegółowych. Takie działania nazwałbym rozeznaniem Dziwie się mocno że organ wyższej instancji utrzymał w mocy decyzję.
W skrócie to kontrola jest wszczynana na podstawie upoważnienia, następnie realizowane są czynności kontrolne w wyniku których inspektorzy ustalają stan faktyczny. Ten że stan faktyczny jest dokumentowany w protokole kontroli. Chętnie zapoznałbym się z wyrokiem – a tak na marginesie, to cóż mają fantazje żeby tak zbierać materiał dowodowy.
Panie Konradzie,
Z opisanego stanu faktycznego wynika, że to nie była kontrola! Ja takie działania nazwałbym żenującym przykładem braku elementarnej wiedzy o sposobie prowadzenia postępowania administracyjnego, ale nie dziwię się skoro decyzję wydają inżynierowie, a nie prawnicy. Powyższe odnosi się tak do organu I instancji, jak i drugiej. Później uchylanie takich decyzji to czysta przyjemność, ale nie o to w tym chodzi. Miło mi, że zechciał Pan skomentować wpis. Pozdrawiam serdecznie !